wtorek, 18 sierpnia 2015

Mac fluidline eye-liner gel & Angle Brush 266

Zapewne wielokrotnie zastanawialiście się, czy są jakieś różnice pomiędzy żelowymi eyelinerami firm wysokopółkowych a tymi dostępnymi w zwykłych drogeriach. Ja niejednokrotnie rozmyślałam, czy eyeliner na przykład z MACa, który swoją drogą jest dwa razy droższy, będzie znacznie się różnił od Maybellina lub L'oreala. Jeśli Was również nurtują te pytania to zapraszam do lektury.



Fluidline Mac zamknięty został w szklanym słoiczku z plastikową, czarną nakrętką. Jeśli mam być szczera, to wersja L'oreala ze złotymi wstawkami bardziej przypadła mi do gustu. Posiadam swój ulubiony pędzelek do żelowych eyelinerów z Emite makeup, który jest wąski, zbity i idealnie uformowany do rysowania kresek. Jednak przy okazji zakupów postanowiłam wypróbować pędzelek z Mac'a 266, bo zauważyłam, że jest on trochę szerszy i w przeciwieństwie do Emite makeup, ścięty na prosto.



 Eyeliner w kolorze Blacktrack na początku niczym szczególnym się nie wyróżnia. Konsystencja identyczna jak w przypadku jego tańszych kolegów. Po nałożeniu jedynie wydaje mi się, że czerń jest trochę głębsza.


Produkt utrzymuje się cały dzień na oku, nie rozmazuje się i nie ściera. Jest bardzo trwały, mogą być problemy z jego późniejszym usunięciem. Jeśli natomiast chodzi o jego zasychanie w słoiczku, jak w przypadku L'oreala czy Maybelline to i tu rzecz się nie zmienia. Po paru miesiącach użytkowania żel lekko przysycha. Porównując wszystkie trzy żele to L'oreal wypada niestety najsłabiej. Zasechł w ekspresowym tempie. Mac pod tym względem umieściłabym na równi z Maybelline.


Przejdźmy teraz do pędzelka 266, który swoją drogą okazał się okropny w obsłudze. Jak dla mnie jest on stanowczo za szeroki i za gruby. Moje oczy nie należą do małych, a miałam problem z narysowaniem kreski. Kreska wychodzi stanowczo za gruba, a przez to że pędzel jest ścięty na prosto, ciężko jest ją wykręcić. Testowałam go wiele razy, ale jednak wróciłam do mojego niezawodnego Emite Make up, który jest po prostu idealny. 



Cena żelowego eyelinera Maca jest dwa razy wyższa niż na przykład Maybelline, ale czy jest dwa razy lepszy? nie powiedziałabym. Jedyne zauważalne różnice pomiędzy nimi ( oczywiście oprócz opakowania ) to trwałość. Mac jest naprawdę nie do usunięcia. Ogólnie używało mi się go bardzo dobrze, konsystencja jest świetna, trwałość i kolor na kolejny plus. Nawet muszę przyznać, że najdłużej go używam ze wszystkich ( L'oreal niestety za szybko zasechł i opakowanie w dalszym ciągu jest prawie pełne). Pomimo, że jest już bardzo przyschnięty, to i tak w dalszym ciągu służy mi do robienia kresek. 

Mac Fluidline £16
Brush 266 £16.50


środa, 12 sierpnia 2015

Rozswietlacz Bobbi Brown Shimmer Brick w odcieniu Beige

Poszukiwania idealnego rozświetlacza dobiegły końca. Znalazłam idealnego zastępce mojego, już nieźle wysłużonego rozświetlacza, który lata świetności ma już zdecydowanie za sobą. Na rynku mamy dostępne różne warianty rozświetlaczy w zależności od naszych potrzeb. Perłowe, matowe, metaliczne czy z drobinkami. W pudrze, kamieniu, płynie, żelowe albo w pisaku. Kolejny problem to kolorystyka, wybierać możemy pomiędzy produktami wpadającymi w róż, złoto, brąz, srebro i wieloma innymi w zależności od naszych upodobań.

Do konturowania twarzy polecam raczej produkty matowe, jednak nie zaszkodzi trochę błysku na kościach policzkowych, aby nasz makijaż nie był taki ''płaski''. Mój ulubiony rozświetlacz był perfekcyjnie zmielony, metaliczny w kolorze kremowego złota. Idealny do wykończenia każdego makijażu i nadania mu świeżości, bez efektu choinki na twarzy. Gdy tylko sięgnął dna, zaczęłam poszukiwania jego zastępcy. Tym razem wybór padł na Shimmer Brick od Bobbi Brown

 

Rozświetlacz urzekł mnie świetną konsystencją oraz kolorystyką. Wybierać możemy spośród 5 wariantów kolorystycznych, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się trochę za ciemne. Każdy wariant składa się z 5 różnych pasków kolorystycznych. Najbardziej zależało mi aby rozświetlacz był w  kolorze lekkiego złota, z pięknym metalicznym połyskiem, ale aby się nie osypywał na twarz. Shimmer Brick wydawał się spełniać te oczekiwania. Po długich testach ostatecznie wybrałam odcień Beige, który wydawał mi się, po pierwsze być najjaśniejszym, a po drugie najbardziej wpadał w złoto.



Kosmetyk zamknięty został w eleganckie, minimalistyczne, plastikowe opakowanie z lusterkiem. Całość na pierwszy rzut oka wygląda solidnie, jednak mnie mało przekonuje. Dodatkowo uległam małemu zdziwieniu, jak ujrzałam w środku piankową przemysłową gąbkę chroniącą zapewne kosmetyk przed uszkodzeniem. Owa gąbka jest tak okropna, że w kosmetyku za taką kwotę w życiu nie spodziewałabym się czegoś takiego. Również wykończenie samego produktu nie jest idealne jak w przypadku produktów innych wysokopółkowych  firm.





Puder jest dosyć twardy, nie kruszy się ani nie rozsypuje. Idealnie możemy połączyć wszystkie kolory i uzyskać na twarzy, piękne, zdrowe lekko metaliczne rozświetlenie. Intensywność możemy budować, jednak nie sądzę aby można było zrobić sobie nim krzywdę. 




Delikatna złota poświata trzyma się na twarzy cały dzień, nie migruje i się nie ściera. Obawiam się jednak, że w porze zimowej kolor może okazać się troszkę za ciemny. Nie testowałam go jeszcze na bardzo jasnych karnacjach, ale boje się, że zamiast rozświetlającej poświaty uzyskamy złote placki na policzkach.

Za ponad 10g tego cudownego produktu musimy zapłacić £33 w UK, a w polskim Douglasie 219zl. Rozświetlacz nie jest produktem, który kupuje się co miesiąc, a dodatkowo Shimmer Brick wydaje się być bardzo wydajny, więc wart jest zainteresowania.


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...