piątek, 29 stycznia 2016

Olympea by Paco Rabanne


Każda fanka zapachów Paco Rabanne z pewnością nie mogła doczekać się premiery najnowszego dzieła hiszpańsko-francuskiego projektanta.  Olympea to damska odpowiedź na męski zapach Invictus, który swoją drogą odniósł niezwykły sukces. Czy zasłużony? to już pozostawiam każdej z Was do ocenienia.  Perfumy swoją premierę miały jesienią 2015 roku, i muszę przyznać, że tamta jesień zdecydowanie należała do  Olympea.


Sama byłam bardzo ciekawa nowego zapachu Paco Rabanne, bo jego reklamy dosłownie zawładnęły mediami. Zewsząd można było zobaczyć piękną boginię, która u swych stóp miała wszystkich mężczyzn. Silną, niezależną, władczą i ogromnie sexowną, taką właśnie jak nowy zapach Olympea. 


Olympea jest kompozycją orientalno-kwiatową, bardzo ciepłą i słodką. Na myśl przywodzi mi inne wcześniejsze zapachy z tej samej półki, jak La vie est Belle bądź Black Opium. Wypromowany on  został w okresie jesienno-zimowym i według mnie producenci lepiej trafić nie mogli. W mglisty, ponury poranek, gdzie chęci do życia równają się zeru, a motywacji szukamy na każdym kroku, ten zapach może zdecydowanie przywołać trochę słońca do naszego zwykłego, szarego dnia. 

 Jednak pojawiła się tu też moja obawa. Pomimo że mój nos raduje się takimi kompozycjami, to zaczęłam się zastanawiać czy społeczeństwo nie jest już trochę zmęczone tymi wszystkimi jadalnym nutami. Z półek w sklepach krzyczą do nas w większości słodkie ulepki, różniące się detalami, ale w dalszym ciągu gotowe do schrupania przez potencjalnych konsumentów. Przy tak dużej konkurencji jaką jest zdecydowanie La vie est Belle czy jego młodszy brat Black Opium, Olympea miała naprawdę ciężki start.



Producenci wyszli jednak na przeciw oczekiwaniom i do dosyć komercyjnej kompozycji, dołączyli coś bardziej oryginalnego. W nutach zaraz obok, przez wszystkich uwielbianej jaśmionowej wanilii, umieścili sól, która o dziwo tworzy idealny duet, nadając perfumom charakteru. 

Początek zapachu do złudzenia przypomina mi Womanity Thierry Mugler. Słodko - kwaśno - słone aromaty atakują ze wszystkich stron. Ja na tym etapie wyczuwam kokosa, którego nie ma ani w jednym, ani w drugim zapachu, więc najprawdopodobniej to tylko mój nos płata mi figle. Kiedy do nozdrzy zaczyna dochodzić zmysłowy jaśmin i mandarynka, nadają one lekko owocowego tchnienia. Niestety szybko on ginie, bo po chwili jednak robi się bardzo parno, sucho i słodko. Nie jest to jednak pralinowa słodycz jak w przypadku Bon Bon, lecz bardziej kalorycznie dusząca. Otula nas niewidzialnym gorącym i jakże przytulnym obłokiem. Może i nie dla każdego będą takie doznania, ale z pewnością kobiety silne, niezależne i lubiące wyróżniać się z tłumu w niekonwencjonalny sposób, będą nim zauroczone. Jeśli ktoś miał nadzieje na lekkie zakończenie, tak intensywnego początku, to niestety muszę go rozczarować.


 Przy końcówce zaczyna się robić ciężej. Za sprawą drewna sandałowego mamy do czynienie z jeszcze większą ilością duszącego pyłu. Nie ma jednak czego się obawiać, bo dzięki tym zakurzonym drewienkom, Olympea staje się oryginalna i nie do końca jadalna, co okazuje się miłą odskocznią od tych wszystkich cukierkowych ulepków. Silny zapach dla bardzo silnej i zdecydowanej kobiety. Nowoczesnej femme fatale, która wie czego chce i zawsze to osiąga.

Mój nos lubi komercyjne, słodkie (nie mylić z tandetnymi) perfumy bardziej, od tych luksusowych, wyszukanych kompozycji. Zapewne dlatego właśnie Olympea znajduje się dosyć wysoko w moim rankingu. Jest to niezwykle ciepły i przyjemny zapach. Trochę wtórny, ale dla miłośników ciepłych orientalnych słodkości, niezbędny. 


czwartek, 21 stycznia 2016

Kiss Me - Dior, Fluid Stick

Pomadki w płynie Dior Fluid Stick cieszą się ogromną popularnością. W zasadzie nie do końca są to pomadki, ale również i nie błyszczyki czy lakiery do ust. Fluid Stick to wielofunkcyjny kosmetyk o bardzo dużej pigmentacji, lekkiej formule i nadający maksymalny połysk. Określany przez producenta jako hybryda. Jest to jeden z tych produktów do których mam mieszane uczucie. Posiadam go już ponad rok i w dalszym ciągu nie mogę się zdecydować czy go lubię, czy nienawidzę. Ma parę zalet, ale niestety więcej minusów, przez co sięgam po niego bardzo rzadko, a w zasadzie prawie w ogóle.


Ja posiadam kolor 389 Kiss Me, który zalicza się do różowych odcieni. Oczywiście kolor będzie u każdego prezentował się inaczej, ze względu na różną pigmentacje ust. U mnie w zależności od światła wpada nieco w brudny (chodź nie zawsze), intensywny róż, w którym nie czuje się dobrze.
 Konsystencja fluidu jest nieco żelowa i muszę przyznać, że całkiem przyjemnie się go nakłada na usta. Aplikujemy go za pomocą dołączonego aplikatora, który jest bardzo fajny w obsłudze i wyglądem przypomina te z L'oreal. Już po pierwszej aplikacji zauważamy, że kosmetyk ma bardzo ''mokre'' wykończenie i dużą pigmentacje. Po nałożeniu więcej warstw lubi niestety się wylewać poza kontur ust. W początkowej fazie przypomina on bardziej kremowo-lustrzany błyszczyk, nie klei się i nawilża usta.


Fluid Stick posiada na początku nieprzyjemny alkoholowy zapach, który po jakimś czasie się ulatnia.
Połysk który otrzymujemy już na samym początku, również z czasem znika pozostawiając na ustach satynowe wykończenie, które w przypadku tego koloru (Kiss me) nie wygląda dobrze. Po paru minutach jest mu bliżej do typowego lakieru do ust i zaczyna trochę się lepić. Jednak bez obaw, wiele osób nie doświadczyło tego, więc możliwe że to tylko moje odczucie. Trwałość to duży minus, podczas jedzenia czy picia zostaje on dosłownie na wszystkim. Plusem może być fakt, że równomiernie schodzi, chodź nie wiem jak jest w przypadku ciemniejszych kolorów. 




Podejrzewam że duży wpływ na moją opinie ma właśnie kolor, który nie do końca mi się podoba. Nie należy on do jasnych nudziakowych odcieni, które pasują do każdego makijażu, ale również nie jest na tyle ciemny i intensywny aby grać główną rolę. Jest widoczny, różowy i czasem trochę brudny a czasem lekko cukierkowy. Nie wiem od czego to zależy. Na żywo bliżej mu do koloru pokazanego na ręce niż na ustach. Możliwe że gdybym posiadała go w jakimś innym odcieniu, moja opinia by się zmieniła. Po drugie nie jestem fanką takich pośrednich wykończeń. Uwielbiam maty, a jeśli mam ochotę na połysk to lubię kiedy on jest duży i utrzymuje się przez parę godzin, a nie znika po paru minutach. Nie do końca rozumiem fenomenu tego produktu. Połysk utrzymuje się dość krótko, fakt ma silną pigmentacje, ale szybko się zjada i pozostawia ślady na wszystkim z czym ma kontakt. Lubi migrować i ma dość specyficzny zapach podczas aplikacji. Jedyna rzecz która mi się w nim podoba oprócz opakowania, to konsystencja, która jest bardzo przyjemna na początku. Zauważyłam, że dużo osób go lubi, więc może kiedyś wypróbuje go jeszcze w innym kolorze. 


sobota, 16 stycznia 2016

''Rose Glacier'' Powder Blush, Chanel

''Rose Glacier'' to jeden z tych produktów obok którego nie da się przejść obojętnie. Od pierwszej chwili, gdy go ujrzałam to już wiedziałam, że musi być w moim posiadaniu. Co prawda długo zwlekałam z jego zakupem, bo Chanel ma w swojej ofercie wiele pięknych kolorów róży do policzków i nie wiedziałam który bardziej mi skradł serce. Jednak za każdym razem jak testowałam je wszystkie razem to wiedziałam, że właśnie takiego koloru jeszcze nie mam w swojej kolekcji.



Róż Chanel zamknięty zostały w standardowe dla firmy czarne, plastikowe opakowanie z białym logiem na przodzie. Z doświadczenia mogę stwierdzić, że tego typu opakowania nie są za bardzo trwałe. Posiadam puder Chanel w identycznym opakowaniu i przy upadku pękło zamykanie, przez co niestety kosmetyk się nie zamyka. 
Do różu dołączony został również mały podręczny pędzelek wykonany z naturalnego włosia, który swoją drogą nie jest aż taki zły. Na upartego możemy nakładać nim produkt na twarz, jednak jak dla mnie jest on trochę za twardy.


Róż jest wypiekany i powiedziałabym że wygląda dosyć pospolicie w opakowaniu. Kosmetyk posiada piękny różany zapach, który ja osobiście uwielbiam. Pomimo, że wyglądem przypomina trochę róże Bourjois to jednak różnią się one od siebie ogromnie. Chanelek jest bardzo dobrze napigmentowany i pomimo, że posiadam go już ponad rok, to w dalszym ciągu nie skamieniał jak w przypadku wyżej wymienionych róży Bourjois. 


Mój kolor to ''Rose Glacier'' o numerze 170. Piękny dziewczęcy róż ze złotą poświatą. Osoby obawiające się złotego shimmera mogę zdecydowanie zapewnić, że nie jest on zauważalny na twarzy. Mają one raczej za zadanie pięknie rozświetlić nasze policzki. Intensywność koloru można oczywiście stopniować od naturalnego, delikatnego po intensywny, cukierkowy róż w zależności od naszych preferencji. Jeśli chodzi o trwałość to utrzymuje się cały dzień na twarzy. 
''Rose Glacier'' jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych róży, jednak jak dla mnie mógł by mieć więcej złotej poświaty widocznej na policzkach.










piątek, 8 stycznia 2016

Mac Fashion Revival

Jak już z pewnością zauważyłyście, maty są moimi ulubionymi wykończeniami w pomadkach. Nie są one idealne, bo mają to do siebie, że lekko wysuszają usta i po paru godzinach możemy odczuć lekkie ściągnięcie, jednak żadne inne wykończenie nie przetrwa na ustach tyle godzin. 'Fashion Revival' od Mac to kolejny matowy strzał w dziesiątkę. 



Pomadka określana jest jako ciemna malina, na pierwszy rzut oka jest bardzo podobna do Mac 'Media' o której pisałam tutaj i którą porównam Wam w dalszej części posta. Niestety Fashion Revival jest z kolekcji limitowanej z 2014 roku, więc może być problem z jej dostępem. Jak już pisałam wcześniej pomadka ma matowe wykończenie, jednak posiada całkiem przyjemną kremową konsystencje, która sunie po ustach zostawiając mocno napigmentowany kolor dojrzałej maliny. Posiada słodki waniliowy zapach, który jest standardowy dla wszystkich pomadek Mac.






Jak pisałam na początku kolor 'Fashion Revival' bardzo przypomina mi pomadkę Maca w odcieniu 'Media' z tym, że ona ma satynowe wykończenie. Nie jestem jej wielką fanką bo mam wrażenie, że przez swoje wykończenie nierównomiernie się ją rozprowadza, w załamaniach kolor jest ciemniejszy i niestety również brzydko się zjada. Aby uzyskać głębię koloru trzeba się napracować, bo nie ma aż takiej pigmentacji jak 'Fashion Revival'. Po porównaniu obu kolorów możemy zauważyć, że 'Media' jest troszkę ciemniejsza i bliżej jej do ciemnej wiśni niż maliny. Dzięki różnym wykończeniom, prezentują się również inaczej na ustach. W Media łatwo dostrzec że kolor jest nierównomierny i pomimo wielu warstw nie jest, aż tak intensywny jak 'FR'. Jeśli z kolei pomadka wydaje się dla Was troszkę za ciemna i wolelibyście o ton jaśniejszą, ale w tej samej malinowej kolorystyce to polecam all fired up.  






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...